Testowanie z Pharmatheiss Cosmetics

Cześć!
Nadrabiam zaległości, bo ostatnio nie mogę znaleźć czasu na napisanie posta... 
Jak jest ładna pogoda to trzeba jak najwięcej jej wykorzystać.

Dziś będzie jeden z wielu postów dotyczących produktów, który otrzymałam do testowania od firmy Pharmatheiss Cosmetics, o których pisałam TU . 
Otrzymałam dużo produktów do przetestowania i nie chcę robić jednego posta, bo wszystko na raz będzie może mało wiarygodne, tylko dokładnie przetestuję kazdy produkt i jak najrzetelniej postaram się przekazać moją opinię.

Pierwszy produkt to maseczka ujędrniająca z serii Granatapfel, czyli mówiąc po polsku, seria z wyciągami z granatu. 
Z kosmetykami tej marki nigdy wcześniej sie nie spotkałam, a czytając opisy kosmetyków stwierdziłam, że nadają się raczej do cery ze zmarszczkami. Jednak miła Pani Joanna wyjaśniła mi, że spokojnie produkty mogę używać na swojej cerze, gdyż świetnie regenerują i nawilżą skórę np. po opalaniu. 
Według danych statystycznych ta serię kosmetyków można stosować od około 20 roku życia, więc dobrze się składa, bo ja osiągnęłam ten wiek :D 

Opis produktu:


Maseczka znajduje się w saszetce o pojemności 7.5 ml z nacięciem dla łatwego otwierania
Produkt jest pełnowymiarowy.

A teraz zaglądamy do środka:


Maseczka jest w kolorze białym, ma gęstą konsystencję i delikatny zapach granatu ( W całej serii jest mniej lub bardziej intensywny zapach, w zalezności od produktu )


Jeśli chodzi o skład, wiadome, że jest on w języku angielskim, ale przetłumaczę Wam na nasz "kumaty" język, żeby każdy mógł wiedzieć dokładnie, co w tej maseczce tak naprawdę się znajduje.


Zaniepokoiło mnie to, że na początku składu znajduje się alkohol cetearylowy ( cetearyl alcohol ). Poszukałam informacji w internecie na jego temat i znalazłam, że ten należy jednak do tych "dobrych" alkoholi. A dlaczego? Dlatego, że ma on działanie kondycjonujące i zatrzymujące wodę, także natłuszcza, zmiękcza i wygładza skórę, więc nie taki diabeł straszny, jak go malują :)

W składzie znajdziemy m.in.: pantenol, ekstrakt z kwiatu Spilantes Acmella, który ma działanie ujędrniające i przeciwstarzeniowe, oczywiście wyciąg z pestek granatu, oliwę z oliwek i wiele innych składników

Znajdziemy tam także Limonen (limonene). Jest to związek, który występuje w niektórych kosmetykach. Stosowany jest w kosmetyce głownie jako komponent zapachowy, jednak nalezy pamiętać, że jego utleniona forma może powodować reakcje alergiczne!
Dlatego nalezy pamiętać, że kosmetyki nalezy przechowywać szczelnie zamknięte!


Zapewnienia producenta:
Dzięki składnikom aktywnym z wyciągu z owoców granatu, toskańskiej oliwie z oliwek tłoczonej na zimno oraz dodatkowej zawartości pantenolu, maseczka ujędrniająca Granatapfel nie tylko wygładza i ujędrnia skórę, ale również łagodzi podrażnienia. Skóra odzyskuje blask i staje się gładka. 

Moja opinia:

Byłam nieco zaskoczona, że tą serię ja mogę spokojnie używać, bo nie zauważyłam zmarszczek na swojej twarzy :D 
Napiszę najprościej, jak się da.
Saszetkę łatwo jest otworzyć, nie trzeba się z nią siłować. Zapach przyjemny, konsystencja nie spływająca z twarzy, łatwo się nakłada.
Posłuchałam rady Pani Joanny i użyłam ją po opalaniu. 
Czułam przyjemne chłodzenie, chociaż producent nie zapewniał tego odczucia. Po zmyciu, które zresztą szybko przebiegło, skóra była matowa, miękka, dosyć nawilżona. 
Ogólnie mówiac jestem ZA!

Gdzie można nabyć kosmetyki z serii Granatapfel?
Odwiedźcie stronę granatapfel.pl, tam znajdziecie adresy aptek, w których można nabyć m.in tą maseczkę, tak jak i wiele innych, równie skutecznych produktów marki Pharmatheiss Cosmetics. 

Dostępne tylko i wyłącznie w dobrych aptekach


Moja ocena: 10/10


Testowanie - płyn do skóry trądzikowej Lichtena

Cześć!
Ostatnio słoneczną pogodę wykorzystywałam jak się tylkoda i dlatego mało mnie tu było. Troszkę czasu pochłonęły porządki, ale mimo wszystko codziennie zaglądałam na bloga i odpowiadałam na Wasze komentarze, które bardzo mnie motywują, serdecznie Wam dziękuję!

Dziś chciałabym podzielić się z Wami recenzją na temat kosmetyku, którego testowanie umożliwiła mi Anita z blogu Kosmetyki Atiny 
Tobie też bardzo dziękuję! :)

Mianowicie post dotyczyć będzie płynu myjącego przeznaczonego dla skóry trądzikowej Lichtena Norma-ACN
Można go stosować zarówno do twarzy jak i na części ciała, które dotknięte są trądzikiem, np. dekolt.
Ale może najpierw zapoznajmy się z podstawowymi informacjami.

Opis produktu: 



Butelka - nieprześwitująca, plastikowa, koloru białego o pojemności 200 ml. Posiada zatrzaskowe zamknięcie ( ciężko się otwiera, można na nim połamać paznokcie! )



Sam płyn jest przezroczysty, kolorystycznie i w konsystencji przypomina oliwkę dla dzieci, ale nie jest tłusty. Zapach przyjemny, delikatny, nie chemiczny, charakterystyczny dla dermokosmetyków. 


Jak używać? 
Zwilżyć twarz i skórę w miejscach, gdzie ma być zastosowany płyn myjący. Nanieść niewielką ilość płynu na wewnętrzne zagłębienie dłoni , dodać kilka kropel wody i masując utworzyć delikatną pianę. 

Wygląda ona tak: 


Taką pianę należy nałożyć na zwilżoną skórę i po jej umyciu spłukać wodą.

Zapewnienia producenta:
  • Oczyszcza z nadmiaru sebum bez nadmiernego wysuszania, zachowując równowagę hydrolipidową skóry dzięki specjalnemu systemowi bardzo łagodnych środków powierzchniowo-czynnych otrzymywanych z lukrecji oraz składnikom bardzo przyjaznym skórze
  • Formuła zawiera dwa czynne składniki opracowane i opatentowane przez Dział Badań firmy Giuliani ( specjalizujący się w przeciwdziałaniu trądzikowi )
                       ->Octaderm, który wspomaga odbudowę komórek
                       -> AR-GBII
  • Produkt testowany dermatologicznie 
  • Nie zawiera parabenów 

Moja opinia:
Oczywiście standardowo zacznę od opakowania. Buteleczka fajna zgrabna, zmieściła się w mojej kosmetyczce, gdy wyjeżdżałam na weekendy. Jesli chodzi o zamykanie: bardzo lubię zatrzaski jednak przy tej butelce jest naprawdę cięzko ją otworzyć, o mały włos nie połamałam paznokci, ale to nie zniechęciło mnie w używaniu. 
Płyn używałam niecałe 3 tyg, chociaż spotkałam się z recenzją, w której ten sam płyn blogerka zachwalała po 8 dniach stosowania. Ja chciałam całkowicie pozbyć się trądziku a nie tylko go zmniejszyć, więc zdecydowałam się używać go przez dłuższy czas i chciałam się przekonać, że jest w stanie całkowicie usunąć mój problem. Na początku stosowania zauważyłam, że po jakichś 2-3 godzinach moja skóra świeci się tak samo jak przed myciem, bo niestety, zmagam sie z nadmiernym wydzielaniem sebum w strefie T, dlatego stwierdziłam, że bedę ją myć częściej w ciągu dnia niż tylko 2 razy. Jednak po paru dniach podrażniła i wysuszyła mi się skóra w okolicach nosa, ust i na brodzie. Nie chciałam rezygnowac z jego stosowania, dlatego twarz myłam płynem rano i wieczorem, a na podrażnione miejsca zastosowałam ochronny krem-eliksir do cery normalnej i delikatnej Garnier Hydra Adapt


Od tamtego czasu podrażniona skóra doszła do siebie a płyn spisał się na medal! Może nie uregulował wydzielania sebum ale za to całkowicie pozbyłam się "niespodzianek"
Naprawdę całkowicie!
A jeszcze jedną, naprawdę ważną cechą jest to, że nie podrażnia oczu, w sytuacji, gdy wpadnie nam przypadkiem do nich trochę płynu. Jest bardzo łagodny, wydajny, zapach delikatny, dla mnie przyjemny. 

Jeśli macie problem z trądzikiem, ten płyn na pewno Wam pomoże. 
Na stronie Lichteny KLIK! podane są linki do internetowych aptek, w których można go zamówić.

Dostępny w aptekach internetowych
Cena: ok 44 zł / 200 ml.

Moja ocena: 10/10

Edit: zdjęcie składu płynu



Testowanko!

Cześć!

Dziś mam dla Was mały pościk dotyczący mojej opinii na temat kremowego żelu pod prysznic Cien.
Kupiony w Lidlu za małą cenę - 3,49 zł!

Opis produktu:





Żel zamknięty jest w białej butelce o pojemności 300 ml, posiada zakrzaskowe zamknięcie


Żel natomiast jest koloru białego, o nie za gęstej konsystencji, zapach w klimatach orientalnych


  Zapewnienia producenta:

Na etykiecie jest niewiele informacji. Zawiera proteiny z mleka, które pielęgnują skórę, przeznaczony dla skóry normalnej, PH neutralne dla skóry, zawiera składniki nawilżające, które pomagają zapobiegać wysuszaniu skóry, testowany dermatologicznie. 

Moje spostrzeżenia:

Używałam go przez okres dwóch tygodni. po używaniu mogę powiedzieć, że żel fajnie się spisuje. Nie podrażnił mi skóry, nie wysuszył, nie mogę na niego narzekać :)
Jedynym minusem jest dla mnie zapach. Jakoś mi nie podszedł, jak dla mnie za bardzo specyficzny, czegoś jest w nim za dużo. Widocznie orientalne klimaty nie są dla mnie... ale utrzymuje się ok dwóch godzin, więc myślę, że fanatyczki takich zapachów będą zadowolone z jego użytkowania, zwłaszcza za tak małe pieniądze ;) 
Jeśli od żelu wymagacie podstawowej pielęgnacji skóry, to ten produkt jest dla Was!

Do kupienia tylko i wyłącznie w Lidlu
Cena: 3,49zł / 300 ml

Moje ocena: 8 / 10

Doładowanie kosmetyków!

Cześć!

Dziś znów chciałabym się Wam pochwalić nowymi zdobyczami :)
Dla mnie kosmetyków nigdy nie jest dość, więc staram się brać udział w różnych akcjach testerskich, żeby pisać Wam moje obiektywne recenzje.

Zero sztucznego słodzenia!

Na stronce wizaz.pl zgłosiłam chęć przetestowania zestawu pielęgnującego dla włosów z olejkiem arganowym z serii Dove Nourishing Oil Care.
...i udało mi się!

Bardzo się zdziwiłam, gdy przyszła do mnie paczka z kosmetykami, a ja nawet nie wiedziałam gdzie mogłam ją zamówić :D jednak 2 dni po przyjściu przesyłki otrzymałam e-mail z gratulacjami i informacją, że zostałam testerką kosmetyków Dove. 


Zawartość tej torby miło mnie zaskoczyła:


Pierwszy produkt to szampon, ma przyjemny zapach, aż chce się myć włoski!


Drugi kosmetyk to minutowa odżywka do spłukiwania z tej samej serii, taki sam zapach jak szampon, może bardziej intensywniejszy. Wyciskając można zauważyć 2 kolory, ale wszystko opisze w późniejszej recenzji, która za niedługo się ukaże :)


I trzecim produktem jest odżywka w sprayu bez spłukiwania, dwufazowa, super przyjemny zapach!


Testuje je już od tygodnia, także myślę, że w najbliższym czasie możecie się spodziewać recenzji :)
Zakupioną wcześniej odżywkę bez spłukiwania w sprayu Gliss Kur niestety musiałam odłożyć, gdyż na bieżąco muszę pisać swoje opinie dotyczącą tego zestawu Dove. Ale co się odwlecze to nie uciecze ;)

W tamtym tygodniu także zamówiłam na stronie SKLEPU SALEX z serii Danielle Laroche wodny żel do mycia twarzy i wygląda on tak:


Nie wiedziałam, że będzie z pompką, bo na stronie sklepu nie było zdjęcia akurat tego produktu. Kupiłam go w promocji za 12 zł a jego regularna cena wynosi 24 zł. Można go zamówić TU

Z jego przetestowaniem także musze poczekać, gdyż w chwili obecnej testuję płyn do cery trądzikowej Lichtena. 
Nie spotkałam się jeszcze z opinią na temat tego wodnego żelu, a tym bardziej z kosmetykami tej marki, więc postanowiłam spróbować :)

Przy okazji jeszcze pochwalę się Wam, że dziś otrzymałam e-maila dotyczącego wybrania mnie do testowania masła z olejkiem arganowym Wild Argan Oil marki The Body Shop!
Akcja ta odbywała się na FB i jestem mile zaskoczona, że należę do tych szczęściar :P

Jednak jest jeszcze jedna niespodzianka...
...spośród wszystkich recenzji tego masła komisja ma wybrać najciekawszą, która zostanie nagrodzona weekendem dla dwóch osób na Mazurach! 
Postaram się bardzo rzetelnie przetestować  masełko i popracować nad najciekawszą opinia ze wszystkich. która spodoba się komisji konkursowej i kto wie, może mi się uda... 


Trzymajcie się! :)

Obs za obs? Kom za kom?

Siemanko!
Dzisiejszy post może nie jest tematyki kosmetycznej ale dotyczy wszystkich blogerek.
Mianowicie chodzi mi o popularny problem a raczej chorobę panującą w blogosferze, czyli "Obs za obs? Kom za kom?"

Do blogerek dołączyłam niedawno, jednak jestem już zorientowana co się dzieje w tym "drugim świecie".
Po założeniu swojego bloga dołączyłam do paru grup blogowych utworzonych na Facebook'u.
Tam namolnie ogromna ilość blogerek wstawiając linki do swoich nowych postów dołączają załącznik "Obs za obs?" i od razu przechodzi chęć wejścia w link...
Albo wstawiają posty typu: " Pierwsze 10 linków wklejonych w komentarze zaobserwuję i skomentuję ostatni post" i oczywiście w komentarzach pod postem podniecone PSEUDOBLOGERKI wklejają swoje linki. Widząc takie coś zastanawiam się, czy te dziewczyny są tak zdesperowane, że muszą na siłę szukać obserwatorów?





Takie wymuszanie obserwacji jest niezwykle banalne. Z łatwością można zdobyć większe zainteresowanie w blogosferze , a co za tym idzie - firmy nawiążują współprace z takimi blogami wysyłając darmowe kosmetyki do przetestowania.

...tylko czy taki blog jest coś wart? 

Blogerki prowadząc taki "łatwy blog" po jakimś czasie tracą zainteresowanie nim i po jakimś czasie idzie w odstawkę lub zostaje usunięty. Jaki jest sens obserwować blog, który nam się nie podoba i będzie wiadome, że w przyszłości nie będziemy na niego zaglądać?

W takiej sytuacji liczba obserwatorów jest tylko liczbą...

A blogowanie przecież nie polega na chwilowym zabiciu czasu i zdobywaniu darmowych produktów...
Moim zdaniem blog powinien być stworzony do tego, aby dzielić się swoją pasją, myślami, ciekawostkami, dążyć do tego, zeby posty umieszczone na blogu były ciekawe, przykuwające oko i wzbudzały zainteresowanie.

Blog prowadzony przez osobę, która wkłada całe swoje serce jest coś wart!

Ja swojego bloga założyłam 1,5 miesiąca temu i staram się przyciągnąc swoimi postami coraz więcej czytelniczek/czytelników.
Nigdy nie przeszło mi przez myśl, żeby "żebrać" obserwacje czy komentarze.
Może nie mam dużej ilości obserwatorów bloga, ale jest mi niezmiernie miło, że Ci, którzy go śledzą zgłosili chęć sami, bez moich nachalnych "próśb". To właśnie daje mi motywację do dalszego prowadzenia Everything For Your Beauty.

Spotkałam się także z paroma konkursami, w których jednym z warunków wygrania nagrody było skomentowanie dwóch dowolnych postów i takie właśnie omijam szerokim łukiem...

Ludzie! Jeśli będę chciała to bez Waszej inicjatywy zaobserwuję bloga lub skomentuję post!

Zastanawiam się co by tu poradzić takim "naciągaczom"...

Wstawiajcie linki do postów gdzie się da. Czy to będzie Facebook, Google +, Instagram, gdzie się da.
Jeśli post będzie ciekawy ludzie sami będą komentować, a co za tym idzie, zaobserwują bloga bez zbędnych i żałosnych pytań.
Taki blog będzie bardziej ceniony i rozpowszechniony.

Pamiętajcie: Nic na siłę!

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? też Was to drażni? 


Testowanie - talk to stóp w kremie ZIAJA

Witajcie!

Ostatnio nic mi się nie chciało przez tą pogodę, nawet posta nie umiałam jakoś normalnie skleić, ale dziś się zmusiłam, bo ilez można...

Pogoda ostatnio nam dopisuje, można powiedzieć, że aż za bardzo. Wysokie temperatury czasem niektórym nie sprzyjają, ale w takich sytuacjach też trzeba sobie jakoś radzić :)
Wiadome, gdy jest ciepło, ubywa nam dużo wody dlatego trzeba pamiętać, aby te zapasy uzupełniać na bieżąco!
Dziś post związany będzie z testowaniem dezodorującego talku do stóp w kremie firmy Ziaja.
Chciałam zaopatrzyć się w coś, co zmniejszy potliwość moich stóp, bo niestety mam z tym problem o tej porze roku. 
Talk kosmetyczny jest znany z tego, że wchłania wilgoć, dlatego używany jest jako zasypka dla dzieci, jako ochrona dla pocących się stóp, nawet jako suchy szampon!
Chciałam spróbować nowości, czyli talk w formie kremu.

Ale czy mi pomógł? Zapraszam do dalszej części recenzji. 

Opis produktu:  

(wybaczcie mi jakość zdjęć...)
Kupiony w Tesco za ok 7 zł


Talk zamknięty jest w pomarańczowej tubce, z zamknięciem zatrzaskowym, o pojemności 60 ml. 


Talk jest biały, bardzo gęsty, ma swój specyficzny delikatnie wyczuwalny zapach


Zapewnienia producenta: 
  • Aktywnie zmniejsza pocenie się stóp
  • Intensywnie absorbuje nadmiar wilgoci
  • Zapobiega powstawaniu nieprzyjemnego zapachu
  • Zapewnia długotrwałe uczucie chłodu
  • Idealny dla sportowców
  • Zawiera talk, olejek z trawy cytrynowej i substancję chłodzącą
  • Nie pozostawia śladów na ubraniu
Moja opinia:

Na początku myślałam, że talk w kremie może być skuteczniejszy od tego sypkiego, jednak baaaardzo się rozczarowałam...
Oczywiście przed użyciem umyłam stopy, zastosowałam peeling i dokładnie je wytarłam. Bardzo ciężko było go nakładać. Gdy się go nałożyło za dużo, na stopach zostawały takie białe, zaschnięte kluchy, których nie dało się zetrzeć, ani pocierając ręką, ani ręcznikiem papierowym, ani nawet zwykłym ręcznikiem. Usunąć można go było tylko za pomocą wody. Znowu gdy nałożyłam za mało to ta mała ilość po rozmasowaniu szybko się zasychała na skórze i także zostawiała brzydkie, białe plamy. Przeważnie chodzę w japonkach, dlatego nie chciałam narażać innych na taki widok moich stóp z białymi plamami. Wyglądało to, jakbym miała jakąś grzybicę czy coś w tym stylu. Na paznokciach zbierał się nadmiar wyschniętego, nierozsmarowanego talku i uwierzcie mi, że to nie był fajny widok... Wiadome, ze na spodzie stóp skóra jest inna, przystosowana do styczności z różnymi podłożami i powierzchnia nie jest taka gładka jak na tej drugiej, górnej stronie stopy, dlatego do niego trzeba mieć bardzo idealnie gladkie stopy, żeby nie zrobiły się takie plamy. Użyłam go również do trampek i skarptek i jakaś tam ochrona niby jest. Plam na skarpetkach nie widziałam, moze tylko dlatego, że noszę białe. Jednak wydaje mi się, że sportowcy wyklinaliby ten produkt, gdyby go kiedykolwiek użyli :)

Nie zużyłam nawet pół opakowania i nie mam zamiaru dalej go używać, chyba że do tych trampek... 
Na pewno go drugi raz nie kupię!

Do kupienia w C.H. Tesco, być może drogeriach, bo tam jeszcze się z nim nie spotkałam
Cena: ok 7 zł / 60 ml

Moja ocena: 3 / 10

TAG - moje blogowe sekrety!

Do Tagu zostałam nominowana przez Magdę z blogu http://5fiveoblog.blogspot.com/
Chcecie się dowiedzieć moich opinii na różne tematy? Zapraszam :)

Przy okazji wstawiam zdjęcie mojej mordeczki - Atusi - najukochańszego psa na świecie! <3


1. Ile czasu prowadzisz bloga i jak często publikujesz posty?
---> Blog założyłam 2 czerwca 2014 roku zainspirowana własnie blogiem Magdy KLIK!
Posty staram się publikować jak najczęściej, średnio co 2 - 3 dni.

2. Ile razy dziennie zaglądasz na bloga i czy robisz to w pierwszej kolejności?
---> Po włączeniu komputera przeważnie pierwszą stroną, na którą zaglądam, jest Facebook, bo tam lubię śledzić posty innych blogerek, a mój blog otwieram w drugiej karcie przeglądarki, aby wszystko mieć w zasięgu ręki. Na bloga zaglądam kilka razy dziennie - nie było takiego dnia od jego utworzenia, w którym na niego mogłam nie zaglądnąć.

3. Czy Twoi znajomi i rodzina wiedzą, że prowadzisz bloga?
---> Tak

4. Posty jakiego typu najbardziej interesują Cię u innych blogerek?
---> Przede wszystkim lubię poczytać posty dotyczące kosmetyków, ich używania, dotyczące makijażu, różnych tricków zamaskowania "niezachcianek" na twarzy i nie tylko tam. Natknęłam się także na parę ciekawych blogów kulinarnych, które także z przyjemnością lubię śledzić. Na blogi modowe też może czasem zaglądnę, jednak świat kosmetyków jest bardziej dla mnie przyswajalny i ciekawy. 

5. Czy zazdrościsz czasem blogerkom?
---> Zazdrość to w dzisiejszych czasach popularna "choroba", zawsze ktoś komuś czegoś zazdrości. Wiadomo, początki w prowadzeniu bloga są bardzo trudne, ciężko jest się przebić do tych popularniejszych, często odwiedzanych blogów. Może to nie jest zazdrość, tylko raczej chęć przebicia swojego bloga ponad inne. Blogerki ze znanych blogów także musiały się namęczyć, żeby ich blog był czytany i śledzony przez dużo czytelniczek. Staram się nie zazdrościć.

6. Czy zdarzyło Ci się kupić jakiś kosmetyk tylko po to, aby później móc go zrecenzować na swoim blogu?
--->  Powiem tak: na początku prowadzenia bloga chciałam własnie kupować specjalnie tylko po to, jednak poszłam po rozum do głowy. Stwierdziłam, że to jest szczeniackie zachowanie dla dziewczynek z podstawówki. Teraz kupuję kosmetyki wyłącznie dla swoich potrzeb i staram się dzielić swoimi opiniami z innymi blogerkami. Nic na siłę!

7. Czy pod wpływem blogów urodowych kupujesz więcej kosmetyków, a co za tym idzie, wydajesz więcej pieniędzy?
---> Jeśli jest coś warte kupienia i oczywiście jest dostosowane do mojej skóry to kupię, ale jeśli ktoś pozytywnie oceni 15 produktów to nie lecę od razu do drogerii i kupuję wszystkie 15.  Na temat jednego kosmetyku potrafię przeszukać wszystkie blogi z ich recenzjami, bo nie wierzę w jednoosobowe opinie, bo wiadomo, ktoś dany kosmetyk dostał za darmo i to jest raczej pewne, że takie opinie mogą być przesłodzone właśnie ze względu na dalszą "darmową wspólpracę". 

8. Co blogowanie zmieniło w Twoim życiu?
---> Poznałam dużo sposobów dotyczących pielęgnacji skóry twarzy, ciała. Wiadome, więcej siedzę przy komputerze, zużywam więcej prądu :D Teraz przede wszystkim kupując kosmetyki, zwracam większą uwagę na ich właściwości. Wcześniej kupowało się, używało i wyrzucalo puste opakowania a teraz przy okazji dzielę się opinią pomiędzy innymi blogerkami i bardziej interesuję się aspektami pielęgnacji danego produktu.

9. Skąd czerpiesz pomysły na nowe posty?
---> Skąd się tylko da ;)

10. Czy miałaś kiedyś kryzys w prowadzeniu bloga tak, aż chciałaś go usunąć?
---> Jeszcze nigdy nie miałam takiego kryzysu. Osobiście uważam, że jeśli ktoś lubi blogować i jest to dla niego pasją to żadne kryzysy nie są w stanie tego zniszczyć :)


Do odpowiedzi na te same pytania nominuję Life with satisfaction , Relaks przy piątku i Luminescent Heart

Życzę powodzenia i czekam na Wasze odpowiedzi! :)


Przesyłeczka!

Witajcie!

Kolejna przesyłka, którą dziś odebrałam, bardzo mnie zaskoczyła, bo szczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie mogłam ją zamówić...
Przywiózł mi ją Pan z UPS, zdziwiłam sie że paczka była duża :)


...a w środku było to!


Miło jest dostać tyle darmowych kosmetyków :)
Po ich wyjęciu i przeglądnięciu zauważyłam, że kosmetyki są na bazie oliwy z oliwek i granatu,
A więc zaczynamy po kolei:

1. Po lewej: orzeźwiający żel pod prysznic, owoc granatu, 200 ml
2. Po prawej: krem do rąk dla suchych i szorstkich dłoni, oliwa z oliwek + olej jojoba, 100 ml

3. Ujędrniające masło do ciała, granat, 5 x 4 ml


4. Krem do rąk - regeneruje szorstką i zniszczoną skórę dłoni, granat, 4 x 2ml  


5. Maseczka ujędrniająca do twarzy, wygładza zmarszczki i ujędrnia skórę, granat, 2 x 7.5 ml


6. Krem rewitalizujący do twarzy, 2 ml


7. Serum pielęgnacyjne z wit. E dla wrażliwych okolic oczu, oliwa z oliwek, 15 ml


8. Krem BB, redukuje zmarszczki i nawilża, oliwa z oliwek, 5 x 5 ml 


9. Krem do twarzy, poprawia regenerację komórek i wygładza, oliwa z oliwek, 5 x 2 ml


Niektóre próbki nie nadają się dla mnie bo nie myślę jeszcze o redukowaniu zmarszczek... 
Ale bardzo chętnie przekażę kremy mojej mamie, na pewno się ucieszy :)

Myślę nad zrobieniem konkursu z udziałem kosmetyków z pierwszego zdjęcia - żel pod prysznic i krem do rąk, może dodam jeszcze coś od siebie...

Zobaczymy, co przyszłość pokaże ;)


Kolejna wygrana!

Siema!

Dziś króciutki pościk...

Pochwalę się Wam moją kolejną przesyłką, a mianowicie chodzi o płyn myjący do cery trądzikowej Lichtena, który wygrałam w ramach zgłoszenia się do jego testowania.

A umożliwiła mi to Anita z blogu Kosmetyki Atiny ---> Klik!


Zgodnie z umową płyn przetestuję i dam znać na swoim blogu :)
Bardzo miło jest dostawać takie oto przesyłeczki!

Na dzis tyle, do jutra! :)

Zakupy...

Cześć!
Byłam dziś w mieście i miałam niedużo czasu żeby się zaopatrzyć w jakieś fajne kosmetyki, więc skierowałam się do kosmetyków włosowych.

Niestety, mój aparat nawalił więc pokażę Wam zdjęcia z netka, ściągnięte ze strony wizaz.pl i allegro.pl

Pierwyszy kosmetyk - Ekspresowa odżywka regeneracyjna dla włosów długich o rozdwajających sie końcówkach GLISS KUR



A drugi kosmetyk to olejek łopianowy ze skrzypem polnym przeciw wypadaniu włosów GREEN PHARMACY




Za niedługo zacznę testować :) 

Miałyście moze któryś z tych dwóch? Piszcie!

Darmocha i 2 małe testowanka...

Cześć!
Dziś post będzie poświęcony testowaniu, a dotyczyć będzie regenerującego kremu do rąk BeBeauty oraz głęboko nawilżającej masce do włosów marki Celia.
Kosmetyki te postanowiłam przetestować, ze względu na ich niską cenę, żeby obalić teorię TANIE = ZŁE
Zaczynamy!

Regenerujący krem do rąk marki BeBeauty, zakupiony w Biedronie, za małą kwotę - niecałe 4 zł. 
Przeznaczony dla skóry bardzo suchej i zniszczonej.

Opis produktu:



Krem znajduje się w czerwonej tubie o pojemności 125 ml. Posiada zatrzaskowe zamknięcie - wielki +.
Z tubki można przeczytać, że posiada alantoinę i filtr UV.
Sam krem jest koloru bladoróżowego, ma gęstą konsystencję.


Zapewnienia producenta:
  • Skutecznie odżywia, nawilża i chroni bardzo suchą skórę
  • Eliminuje uczucie szorstkości i dyskomfortu, poprawia elastyczność oraz zapewnia uczucie miękkości
  • Alatonina chroni przed wysuszeniem i działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych
  • Regularnie stosowany łagodzi i pomaga odbudować zniszczoną skórę dłoni
  • Przebadany dermatologicznie


 Moja ocena:

Krem stosowałam ok 2 tygodni. Skusiłam się na niego, bo czasem trzeba dać szansę kosmetykom nieco tańszym od innych i jak dla mnie fajnie się spisuje. Zmiękczył skórę moich rąk, nawilżył także jestem Za!
Jedynym minusem jest to, że zostawia tłustą warstwę na dłoniach, a niestety, dużo ludzi odczuwa dyskomfort jeśli chodzi o tłustość kosmetyków, dlatego polecałabym używać go podczas zimy, wtedy będzie się lepiej spisywał :)  ( nadmiar kremu wycierałam ręcznikiem papierowym)  Moje dłonie były troszkę w złym stanie, bo czasem się zdarzyło, że po częstym myciu rąk, skóra na dłoniach się łuszczyła ale świetnie sobie z tym poradził. Ma przyjemny zapach, nie chemiczny, fajnie się go używa. Godny polecenia :)

Do kupienia tylko w Biedronce
Cena: ok 4 zł / 125 ml

Moja ocena: 7/10

Drugim kosmetykiem, który ostatnio testowałam jest głęboko nawilżająca maska do włosów marki Celia.
Kupiona w A&K za niecałe 1.50 zł za saszetkę.

Opis produktu:


 Maska znajduje się w saszetce o pojemności 12 ml, w składzie zawiera wyciąg z alg i marakui oraz proteiny soi. Posiada także Filtr UV
Przeznaczona dla włosów słabych, przesuszonych, łamliwych, bez połysku, z rozdwajającymi się końcówkami, nieelastycznych, osłabionych zabiegami fryzjerskimi.


Maska jest koloru białego, lekko wpradający w kremowy odcień. Konsystencja nie za gęsta, ale nie spływa z ręki i włosów, lekko galaretowata.


Zapewnienia producenta:
  • Składniki aktywne: wyciąg z alg i marakui i proteiny soi zapewniają odpowiedni poziom nawilżenia włosom i skórze głowy
  • Dzięki właściwościom odżywczym maska skutecznie regeneruje strukturę włosów, a filtr UV chroni przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych
  • Lekka formuła maski nie obciąża włosów
  • Po użyciu włosy sa odpowiednio nawilżone, stają się miękkie i gładkie, odzyskują naturalną sprężystość oraz zdrowy wygląd, łatwo się rozczesują i układają. Zachwycają swoją siłą i blaskiem
Moja opinia:
Zgodnie ze sposobem użycia maskę nałożyłam po dokładnym umyciu włosów. nałożyłam, wmasowałam, odczekałam 5 min i spłukałam - łatwo się rozczesały.
Po aplikacji postanowiłam odczekać, aż włosy wyschną same, bez użycia suszarki.
Po wyschnięciu włosy rzeczywiście były miękkie, gładkie, nie puszyły się, nie elektryzowały się. 
Miałam obawy, że maska mimo zapewnień obciąży włosy jednak tak się nie stało. To jedna z maseczek, która nie przetłuściła włosów!
Zapach ma przyjemny, czuć marakuję, jednak po wyschnięciu włosów zapach zanika, jest prawie niewyczuwalny. 

Jakiś minus? szybko ulatniający się zapach i mała saszetka.
Niby tanie, a fajnie się sprawuje :)

Do zakupienia w supermarketach, w drogeriach typu Rossmann nie spotkałam się z nią jeszcze
Cena: 1.15 zł / 12 ml ( jedna saszetka )

Moja opinia: 9/10

Przy okazji chciałam się pochwalic kolejną darmową próbką, którą zamówiłam na everydayme.pl


Koperta zawierala saszetkę szamponu Head&Shoulders (10 ml) oraz ulotkę.




Polecam, abyście zarejestrowały się na stronie everydayme.pl
Można zamówić tam dużo fajnych róbek do przetestowania :)

...a wracając do wyżej testowanych kosmetyków: udało mi się obalic teorię TANIE=ZŁE!

Yeah!

Miałyście kiedyś do czynienia z tanimi a dobrymi kosmetykami? pochwalcie się! :)